17.02.2017

Tak opuszczamy stary świat

Nasza prawda, pozostanie naszą prawdą. Dla kogoś będzie ona zawsze trochę inna. Będzie przelana przez sito czyiś uwarunkowań, czyiś interpretacji. Będzie odebrana zawsze nieco inaczej. Jej kształty czasami odrobinę, czasami diametralnie, zmienią się. Nie będzie już to "jej/jego prawda", tylko będzie to "jej/jego prawda", zmiksowana z "naszą". 

Czyjeś doświadczenie zawsze będzie dla nas tylko opowieścią. Nigdy nie będzie ono prawdą absolutną. Nawet dla niego. Dla niego będzie jego prawdą. Jeśli są nam opowiadane, przyglądajmy się temu, obserwujmy. Nie wchodźmy zbyt głęboko emocjonalnie. Jeśli uczestniczymy we wspólnych wydarzeniach, uczestniczmy, bądźmy w tym, obserwujmy, odczuwajmy, bądźmy całym sobą, nawet zatraćmy się w nich, jakby nie istniało nic innego. 

To też rodzaj medytacji. Jest to tak ważne i dlatego o tym piszę, sam bardzo często łapiąc się na porwanie, zdominowanie przez iluzję, aby tylko przypomnieć. Przypomnieć, że trzeba odróżnić tę umysłową planszówkę, która jest aż wypchana od różnych ścieżek fikcji i szablonów, od tego, czym dane doświadczenie faktycznie jest i co ma nam do przekazania.

Każde takie wydarzenie, każda opowieść, wszystko co pojawia się z zewnątrz, jest dla nas pewną wskazówką. Im mniej emocji w obserwacji, tym obserwacja jest bardziej czysta. Jeśli będziemy interpretować te wskazówki poprzez umysł, tak jak sny poprzez senniki czy sztukę poprzez określone przez kogoś wytyczne, zawsze odpowiedź, którą otrzymamy, będzie sztuczna i pozbawiona Prawdy, która do nas zapukała. Podążanie za tym, czyli za samym sobą w pełnej Obecności musi być kluczem, bo wszelkie zagubienia wynikają z podążania za kimś, za czymś; za idolami, za zbawicielami, za pismami, za historią, za umysłem. Tak opuszczamy stary świat umysłu, cierpień, poszukiwań. 

To wszystko nie ma nic wspólnego z czymś nudnym, szarym, pozbawionym kolorów. To ma najwięcej kolorów, jest fascynujące, najjaśniejsze, jedynie pozbawione sztucznej euforii, którą zna umysł jako coś niezbędnego do uzyskania radości. Umysł obserwujący kogoś siedzącego podczas medytacji, widzi go jako sennego człowieka, który właśnie traci czas, a mógłby zrobić coś pożytecznego :) Człowiek, który otwiera się podczas medytacji, łączy z samym sobą, tryska źródlaną radością, niewidoczną dla umysłu, stanu pozbawionego wszelkich, nisko wibracyjnych emocji. Ta radość jest nieco inna, jest bardziej subtelna i po hossie, nie następuje bessa. Poszerza postrzeganie, bo właśnie ów człowiek łyknął najczystszą i najskuteczniejszą medycynę, która nie pozostawia brudów, która daje najlepsze z możliwych odpowiedzi, wglądów i która jest całkowicie ZA DARMO.

Podobno może u każdego z nas nastąpić moment, w którym już nawet medytacja jako taka nie będzie potrzebna, bo w stu procentach każda czynność staje się medytacją, a my jesteśmy już taką pełnią, którą zawsze byliśmy, odczuwając siebie jako wszystko i we wszystkim. Czuję, że tak faktycznie, ale piszę "podobno", bo póki nie będę w stu procentach w takim stanie, będzie to tylko teoria, czyjaś prawda, a moje wyobrażenie.


~ Paweł Drewniak (autor bloga)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz