14.11.2017

Tolle: Jedyne istnienie, jakie posiada przyszłość, to myśl w twojej głowie

Gdy jest brak Obecności, jest tylko ten mentalny, powtarzający się hałas mentalny. I częścią tego mentalnego hałasu jest historia "mnie" - problematyczna historia, zawierająca nadzieję, że w jakimś punkcie w przyszłości, przestanie być problematyczna, nie zdając sobie sprawy, że to co nazywa przyszłością, nie posiada rzeczywistego istnienia, poza byciem kolejną myślą.

Jedyne istnienie, jakie posiada przyszłość, to myśl w twojej głowie. Poza tym nie ma takiej rzeczy jak przyszłość. Gdyby była taka rzecz jak przyszłość, ktoś, jakiś wielki odkrywca, by ją znalazł :) I miałby pomnik - "On odkrył przyszłość". Na razie to się nie stało. I nie wygląda, żeby się miało zdarzyć. Ponieważ jest to rzecz tylko konceptualna. Gdy przyszłość przychodzi jako myśl, może pojawić się w twojej przestrzeni twojej świadomości, światła świadomości. Może pojawić się wyłącznie jako Teraz. 

Jakąkolwiek formę przyjmuje w przestrzeni Teraz, w której jesteś, coś się pojawia i przyjmuje formę Teraz. Tak więc nie ma takiej rzeczy jak przyszłość. Przyszłość jest myślą. I to odnosi się również do przeszłości. Ponieważ część myśli w twojej głowie, np "to mi się przydarzyło", "ja to zrobiłem", "on mi to zrobił", "ona mi tamto zrobiła", "ja zrobiłem im - i wtedy..." - to nie zdarzyło się w przeszłości, jeśli w ogóle się zdarzyło. 

Wiecie jak działa umysł. Stopniowo przeinterpretowuje przeszłość, więc to co widzimy jako rzeczy, które się wydarzyły, mogły się nie wydarzyć. Albo zdarzyły się, ale gdy to się działo, było Teraz. To jedyne miejsce, gdzie rzeczy mogą się zdarzać. I aby mieć pomysł, że jest coś takiego jak przyszłość, trzeba pomyśleć o tym Teraz. Tylko w świetle Teraz możliwe jest pojawienie się przyszłości. Ale znowu oczywiście - nie ma przeszłości. Nawet gdyby była możliwość podróż w czasie, można byłoby dotrzeć tam Teraz :)

Nie mówimy - "ach, teraz jestem w przeszłości" - takie zdanie nie ma sensu - "teraz jestem w przeszłości, przybyłem w czasy romańskie i teraz jestem tu, w przeszłości". Nie... Jesteś w Teraz.



5.09.2017

Co [z sobą] zrobić gdy "się pali"?

Witajcie,

Mieliście "paniczne sytuacje" w życiu? Pewnie jak każdy... Dzielę się zatem swoimi sugestiami, jak w takich momentach najlepiej zareagować. Bo czasem nie ma wyjścia i trzeba 'coś' zrobić - zwłaszcza ze sobą... :)


Wszystkiego dobrego.



21.07.2017

Nelly Radwanowska: Reinkarnacja kolejnym programem 3D

Koncepcja reinkarnacji, wywodząca się z hinduizmu, jest jednym z większych dogmatów religijnych, w który nadal wierzą miliony ludzi, podtrzymując swój sen o wędrówce przez kolejne życia. Czas podtrzymywania wielowiekowych wierzeń musi ustąpić miejsca wyższej świadomości Istot Ludzkich, jeśli nasza rasa ma przywrócić sobie pierwotny potencjał genetyczny, umożliwiający życie z poziomu Świadomości Awatara stwarzającego wszystko, czego chce doświadczać.

Czasoprzestrzeń jest polem fal skalarnych i wszystko wydarza się w tym samym momencie, w TU I TERAZ. Wobec tego logiczne jest, ze życia jedno po drugim nie istnieją, choć w to być może wierzysz i tak to odbierasz.

Twoja świadomość manifestuje się jednoczasowo nie tylko w zakresie sekwencji kolejnych wymiarów istnienia, ale w obrębie licznych kontinuów czasowych, w każdym z istniejących wymiarów. Wszystko dzieje się w nieskończonym TERAZ, w tym samym miejscu. Doświadczasz siebie w różnorodności scenariuszów, które sam stwarzasz poprzez twoją świadomość Awatara.

Odbierasz swoje materializacje w wielu scenografiach, ulokowanych w różnych cyklach i w różnych kontinuach czasowych, ale wszystko dzieje się równocześnie. Zatem nie istnieje rodzenie się, umieranie, a potem znowu to samo… Wszystkie równocześnie doświadczane wersje ciebie są zintegrowane  z twoim szablonem DNA. Pamięć, którą nosisz z „innych żyć”, dotyczy doświadczeń, które mają miejsce w tym samym momencie, w różnych wektorach czasoprzestrzennych.

Ego analizuje kim było, bo chce czuć się ważne lub znać „przyczyny” swoich dramatów. Doradzą ci chodzić do specjalistów od karmy, duszy, czytania przyszłości w kartach lub na nieboskłonie, poddawać się regresingom, hipnozom, ustawieniom systemowym, z nadzieją, że to wzniesie twój poziom świadomości i pozwoli „odnaleźć” przyczyny twoich dramatów losowych.

Powielasz ten sam sposób myślenia, dołączasz do grup wyznaniowych, ezoterycznych, nosisz święte wisiorki, czcisz inne „lepsze” byty, bo wszyscy wokoło ciebie wierzą i czynią to samo.
Nie ośmielasz się zakwestionować trafności „wielowiekowych przekazów” z lęku przed byciem „wyrzutkiem ze wspólnot wzajemnej adoracji”, słuchasz chanellingów od „wyższych od ciebie" Istot, które mają Cię na szachownicy swoich gierek…

Życie toczy się w tych samych scenariuszach, bowiem twój sposób myślenia jest „grzecznie wprasowany” w systemowe „zombienie” rasy ludzkiej. Jedynie odważenie się na „myślenie inaczej”, poza przyjętymi normami, zadawanie niewygodnych pytań, nie-godzenie się na służalczość, zasilającą wszystkie systemy na Ziemi, zakwestionowanie absolutnie wszystkich przekonań o życiu, daje Ci jeszcze przez jakiś czas bezprecedensową możliwość usłyszenia Siebie Prawdziwego, poprzez twoje ciało. Aby je usłyszeć i zaktywować swoje DNA, które pozwoli Ci zaprzestać kreowania życia w szeroko pojmowanym cierpieniu, musisz zaprzestać powielania tego, w czym „racjonalne ego” porusza się i traci życie, zazwyczaj jako przegrany, niespełniony, przewlekle chory człowiek.

Wszelkie poszukiwania siebie poprzez „grzebanie się” w iluzorycznej „przeszłości” i analiza „obciążeń karmicznych” utrzymuje cię w tej grze w oddzielenie, gdzie rasa ludzka jest paszą energetyczną dla innych przestrzeni. Wszystkie zniekształcenia miazmatyczne w twoim DNA, utrzymujące cię w tej trójwymiarowej klatce ograniczonej świadomości, są nawarstwieniami cząsteczek anty-materii na cząsteczkach materii, a pochodzą one ze zmutowanych siatek planetarnych i nie są spowodowane żadną „karmą”.

Porzuć wszelkie analizy: kim byłeś lub będziesz, kim byli twoi przodkowie, kto jest „winny”, co wypada, czego inni oczekują, co inni powiedzą, jak ocenią… Nie zaśmiecaj sobie głowy nic niewartymi treściami, a zamiast tego wejdź w pustkę… poczuj jej błogosławieństwo i zacznij żyć poza tym wszystkim, czym żyją i o co walczą inni ludzie. Gdy już poczujesz swoje ciało bez strumienia zalewających je emocji, pośpiechu, planowania, będziesz wiedzieć w głębi siebie, ze rozpoczęła się najbardziej magiczna podróż powrotna do siebie - najbardziej zaczarowanej Krainy Cudów, gdzie nie istnieje samotność, niedoborowość, niespełnienie… W tym stanie masz wszystko, otwiera się dostęp do każdej wiedzy, nie potrzebujesz nauczycieli, doradców, stróżów, uzdrowicieli, bowiem jesteś tym wszystkim dla siebie w każdej nano-sekundzie wiecznego tu i teraz.

Gdy zaczyna się aktywacja DNA, możesz mieć fazy wielkiej radości, ekspansji, przeplatane stanami przeciwstawnymi, jakby mania z depresją. Gdy w twoje ciało integruje się z wyższymi częstotliwościami, wszystkie twoje zaburzenia, blokady ulegają przeformatowaniu, co zawsze odczuwa się boleśnie, nieprzyjemnie, ale wiesz, że to zwiastun schodzącej świadomości, która musi dokonać rekonstrukcji energetycznej, by móc zintegrować się ze świadomością ciała. Akceptacja tych procesów i respektowanie potrzeb, które ciało wyraża poprzez ból, zmęczenie, określone potrzeby pokarmowe, pozwala na ich radosne przetrwanie.

Z Miłością, w jedności ze wszystkim co Jest,
Nelly.

2.07.2017

Co tak naprawdę znaczy żyć w zgodzie ze sobą i jak bardzo jest to dla nas ważne?

Kiedy nasza intuicja, ciało dają wyraźne sygnały, że nie chcemy czegoś zrobić, nie róbmy tego. Nawet jeśli będzie to wbrew czyjeś woli, nawet jeśli ktoś może tego nie zrozumieć i się odwrócić, nawet kiedy z logicznego punktu widzenia, wyda się to nie najlepszym wyborem. Można nazwać to rodzajami testów, które przeprowadza na nas wszechświat - czyli tak naprawdę my sami. Ale ilekroć zrobimy coś właśnie <wbrew sobie>, to zupełnie tak, jakbyśmy wymierzali cios w siebie samych. Wsiadamy na sanki i zamiast zjeżdżać przed siebie, to się kręcimy na boki, a wtedy musi nastąpić wywrócenie pojazdu.

Działanie w zgodzie ze sobą to absolutna podstawa przy podejmowaniu decyzji. Wszyscy wiele razy mieliśmy takie sytuacje, kiedy nasz wewnętrzny głos mówił "nie", ale ulegliśmy - presji, jakieś fascynacji czy pragnieniom. Ktoś na nas coś wymusił - mieliśmy w dodatku do niego pretensje, choć decyzja zapadła po naszej stronie - ktoś nam coś obiecał i ulegliśmy czy też pojawiła się wizja "czystego złota" i zaślepieni nią, podjęliśmy decyzję, której potem żałowaliśmy. W życiu coś się przestało układać, wkradały się negatywne emocje, a nawet nie wiedzieliśmy dlaczego. Nasza uwaga była kierowana nie tam, gdzie być powinna, bo nastąpiło rozstrojenie pomiędzy decyzją podjętą z umysłu, a tym, co <My> rzeczywiście chcieliśmy zrobić. Kiedy nie czujemy swojego ciała i nie "zatrzymujemy się" to bardzo łatwo jest wpaść w taki właśnie wir nieświadomości i podejmować decyzje "pod ścianą", najczęściej nakreśloną emocjami. A w stanie aktywności emocjonalnej, podejmowanie decyzji nigdy nie jest wskazane. Tak jest w każdym aspekcie życia - w relacjach, w pracy, na giełdzie...

Nie zasilajmy nigdy tego, czego wewnętrznie nie chcemy. Kierujmy uwagę tam, gdzie jest rezonans, bo poprzez uwagę, myśl, emocje wprowadzamy zmiany w swoim świecie. Kiedy dostajemy sygnał z wewnątrz, kiedy nasze ciało zaczyna nas "uwierać", kiedy wyraźnie wiemy, że "to nie jest dla nas" - to znaczy, że bynajmniej na ten moment, to nie jest dla nas. Nie oznacza to, że dana droga, dany wybór jest sam w sobie zły - bo może pojawić się ciekawa propozycja z serii "nie do odrzucenia" lub mieć w sobie szlachetny cel oparty np na pomocy komuś. Nie istnieje jednak nic takiego jak "muszę" czy nawet "powinienem". Jeśli nie jest to zgodne z nami - niczego nie musimy i naprawdę nie obawiajmy się bycia asertywnym. A notabene bardzo często rzekoma "pomoc", w rzeczywistości wcale nią nie jest. Nie nakłaniam oczywiście to niepomagania sobie nawzajem, ale nim zdecydujemy się na jakiś krok, najpierw zapytajmy siebie czy naprawdę chcemy to zrobić i czy to z nami rezonuje.

6.05.2017

Każdy w tłumie staje się (nie)zwyczajny

Kiedy odkrywamy, że jesteśmy Tym, nie potrzebujemy tworzyć "nowego siebie". Próby pokazania się kimś, kim sami sobie wyobraziliśmy jako siebie, są destrukcyjne i są efektem społecznego nacisku, które ugrzęzło dokładnie w tym samym przez pokolenia, które zostały również w ten sam sposób wyuczone.

Osho opisuje paradoks wyjątkowości. Im bardziej chcemy stać się "kimś", tym bardziej stajemy się "zwyczajni". Przyłączyliśmy się do tłumu pragnącego stać się "kimś". Każdy w tym tłumie staje się taki sam - próbujący stać się kimś, kim nie jest.

Wyjątkowość, prawdziwa wyjątkowość jest w momencie zaprzestania dążenia do stworzenia określonego wizerunku. Cokolwiek robimy, czymkolwiek się zajmujemy, pozostajemy w tym sobą. Cokolwiek to jest.

Być może ktoś stwierdzi - "pracuję w korporacji, nie mogę wyjść w dresie na zakupy, bo jak mnie zobaczą klienci to stracę swój wizerunek" - i nie ma nic w tym złego. Niech te warstwy odpadają, a jak pojawia się lęk to wejdźmy w niego jeszcze głębiej. Ostatecznie przyciągniemy do siebie takich ludzi, z którymi będziemy współpracować, którzy są "wpisani" w naszą podróż. Nie ma również niczego złego w założeniu garnituru, jeśli jest nam w danej sytuacji z nim po drodze. Nie chodzi o to, aby w "spotkaniu na szczycie" przyjść w skarpetach i klapkach, żeby zwrócić na siebie uwagę lub walczyć ze sobą, chcąc być tak bardzo "oświeconym". Dobrze jest zachować we wszystkim równowagę i nie dać się zdominować przez hipnozę wymagającego społeczeństwa. <Odnalezienie siebie poprzez nieposzukiwanie>.

Bycie "zwyczajnym", czymkolwiek się zajmujemy jest bezcenne i lekkie. Próby kreowania "wyjątkowości" zawsze kończą się tym samym - stresem, walką, niepewnością, bojaźliwością i tłumieniem.

"Stań się zwyczajny, a będziesz niezwykły. Staraj się być kimś wyjątkowym, a staniesz się kimś zwyczajnym".


~ Paweł Drewniak (fot. Osho - "Bliskość")

4.05.2017

Papaji: Opróżnij umysł, a nie będzie ci już potrzebne nauczanie

Twoją naturą jest odzyskać ciszę. Przybyłeś z ciszy, przybyłeś z milczenia i powinieneś powrócić do milczenia. Bo wiesz, tańczysz przez krótką chwilę. A ten taniec także zakończy się w ciszy. Jak długo ktoś może tańczyć? Zobacz, że tańczysz przez ciszę (...) Stajesz się samą ciszą. Samą wolnością. Samym współczuciem. Rób cokolwiek chcesz. 

Ja nie mówię ci - "rób to czy tamto". Jesteś wcieleniem spokoju. Wszyscy są wcieleniem spokoju, tylko tego nie wiedzą. Im trzeba przypominać, że są tym, o czym mówię. Nie robię nic innego niż mówienie im, że już tym są. Jeśli ktokolwiek powie ci - "uczynię z ciebie takie coś" - nie wierz w to. Mówię ci - Ty jesteś tym, samym w sobie (...)

Jakiego nauczania wam trzeba? Gromadzicie, rozumiecie, zapełniacie swoją pamięć. Ja jednak mówię wam - opróżnijcie swoją pamięć, wyzbądźcie się koncepcji. Opróżnijcie pamięć z tego, co dotychczas w niej nagromadziliście. I być może wtedy, gdy będziecie już całkowicie puści, umysł przestanie istnieć. Wtedy powrócicie do stanu bez umysłu. A w stanie bez umysłu, zrozumiecie co jest źródłem tego stanu. I już nie potrzebujecie żadnego nauczania, ani żadnych nauczycieli...




23.04.2017

Mooji: Umysł użyje całej mocy, aby cię rozproszyć

[Kłopot wejścia do wnętrza i pozostaniem w ciszy] jest bardzo powszechny. Niektórzy ludzie gdy po raz pierwszy są wprowadzani do medytacji albo skupiania na sobie, przeżywają istny sztorm w umyśle. Wszystkie te myśli: aaaa! Przychodzi tsunami z myśli. Wtedy mówią: "Wow, zobacz, to nie dla mnie... Muszę zrobić inną praktykę". To dlatego, że to co masz odkryć, jest tak potężne, że umysł, jakby rzuca kamieniami po krzakach, żeby odwrócić twoją uwagę, abyś spojrzał gdzie indziej. On nie chce abyś tam patrzył - "Nie, nie patrz tam! Patrz tutaj, tu, tu..." - ponieważ patrzenie do wnętrza jest tak potężne. A umysł użyje całej mocy, aby cię rozproszyć (...)

Wiele ludzi ma tego rodzaju odczucia - myślisz, że coś tracisz. Myślisz, że stracisz życie, szczególnie gdy przychodzisz na Satsang. Wielu ludzi, gdy wchodzi głębiej w tę przestrzeń istnienia myślą, że umierają. Myślą, że umrą, mają sny o umieraniu. Nie ty umierasz. To, czym nie jesteś umiera. Wszystkie te poglądy, których się trzymasz, odczepiają się i w jakiś sposób manifestują w umyśle - "O! Umieram!" - ale to nieprawda. 

W rzeczywistości nigdy nie umrzesz. Śmierć to mit. To ciało musimy oddać. Czy je oddasz, czy zostanie zabrane, musi w jakimś punkcie odejść. Ale to kim jesteś... musisz odkryć. Dlaczego masz ciało i jesteś wieczny? Musisz to wiedzieć. Ja pokazuję ci jak. Nie istnieją techniki "jak żyć". Mamy tu paradoks - istnieje w tobie wymiar albo moc, która wydaje się, że chce powstrzymać cię przed odkryciem tego, kim jesteś. I dalej prowadzić grę (...)  

Coś również chce wejść głęboko. Chce widzieć. Nie chce już dłużej żyć pod hipnozą umysłu. Ale za każdym razem, gdy uwaga kieruje się w tę stronę, powstaje hałas. W niektórych przypadkach ból fizyczny. Fizyczny ból! Umysł może go spowodować. I za każdym razem, gdy próbujesz się uwolnić, zwracasz się w kierunku wolności, przychodzi ogromny ból głowy. Wtedy wracasz do świata - "Ach... czuję się dobrze". To bardzo szalone.

Koncepcja, że musisz wejść do środka jest pułapką. Ty już jesteś w środku. Rumi powiedział: "Pukałem do drzwi. Otworzyły się. Pukałem do środka". Dopóki się nie otworzą, myślisz, że jesteś na zewnątrz, ale gdy się otwierają, uświadamiasz sobie: 
"Aaa" :) - to wnętrze. Zawsze byłem wewnątrz. Zatem już jesteś wewnątrz. Powiem nawet więcej - jesteś poza wnętrzem i zewnętrzem. Ponieważ jesteś zdolny widzieć obydwa. Ta koncepcja, że musisz wejść do wnętrza, powodowała problemy. Pewien żal. Teraz uświadamiasz sobie, że to mit, to nie jest prawda.


16.04.2017

Tolle: Obserwuj swoje emocje, a niechęć zniknie

Czujesz skrywaną niechęć do bliskiej osoby? A czy zdajesz sobie sprawę, że emanujesz przez to ogromnie szkodliwą energię, która zatruwa ciebie i twoje otoczenie? Uważnie wejrzyj w siebie. Czy znajdujesz tam choćby najmniejszy ślad urazy, krnąbrności? Jeśli tak, obserwuj go zarówno na poziomie myślowym, jak i emocjonalnym. Jakie myśli wytwarza twój umysł w związku z tą sytuacją? Następnie przyjrzyj się towarzyszącej temu emocji, w której przejawia się wywołana myślami reakcja ciała. Poczuj tę emocję. Jest przyjemna czy wręcz przeciwnie? Czy zawiera właśnie taką energię, jaką chciałbyś w sobie nosić, gdybyś miał wybór? I wreszcie - czy masz wybór?

Może ktoś cię, owszem, wykorzystuje, może wykonywana czynność rzeczywiście jest nudna, może bliska ci osoba naprawdę zachowuje się w sposób nieuczciwy, irytujący lub nieświadomy, ale wszystko to nie ma znaczenia. Mniejsza o to, czy twoje myśli i emocje związane z daną sytuacją są uzasadnione, czy nie. Ważne, że stawiasz opór temu, co jest. Z obecnej chwili robisz sobie wroga. Sam jesteś sprawcą nieszczęścia, konfliktu między wnętrzem, a zewnętrznością. Twoja zgryzota plugawi nie tylko wnętrze twoje i otaczających ludzi, lecz także zbiorową psychikę ludzką, której stanowisz nieodłączną część. Zanieczyszczenie kuli ziemskiej jest jedynie zewnętrznym odbiciem wewnętrznych skażeń psychicznych: tego, że miliony nieświadomych jednostek, nie biorą odpowiedzialności za własną przestrzeń wewnętrzną.

Przestań robić to, co robisz, porozmawiaj z ważną dla ciebie osobą, wypowiadając wszystko co czujesz albo porzuć wreszcie tę negatywną postawę, którą twój umysł dobudował do obecnego układu, chociaż niczemu ona nie służy, a jedynie wzmacnia w tobie fałszywe poczucie "ja". Ważne, żebyś dostrzegł jej daremność. Negatywne podejście nigdy nie jest najlepszym sposobem radzenia sobie z sytuacją. Wręcz przeciwnie: zazwyczaj przykuwa cię do niej, uniemożliwiając prawdziwą zmianę. Każde działanie, w które człowiek wkłada negatywną energię, zostanie nią zatrute i prędzej czy później, znowu wyniknie z niego ból i nieszczęście.

Co gorsza, wszystkie negatywne stany wewnętrzne są zaraźliwe: zgryzota rozprzestrzenia się łatwiej niż choroba somatyczna. Zgodnie z prawem rezonansu uruchamia i zasila utajone w innych ludziach skłonności negatywne, chyba że ludzie ci są na nią odporni - czyli osiągnęli wysoki poziom świadomości.

Zanieczyszczasz świat czy go uprzątasz? Jesteś odpowiedzialny za swoją przestrzeń wewnętrzną i nikt cię w dźwiganiu tej odpowiedzialności nie wyręczy; w podobny sposób odpowiadasz za kulę ziemską. Jako wewnątrz, tak i na zewnątrz: jeśli ludzie oczyszczą się ze skażeń wewnętrznych, przestań też pomnażać zewnętrzne.

Negatywną postawę można porzucić ot tak - porzucając ją. W jaki sposób rzucasz rozżarzony węgiel, który trzymasz w dłoni? Albo ciężki, niepotrzebny bagaż, który dotąd taszczyłeś? Wystarczy zdać sobie sprawę, że nie chcesz już cierpieć bólu ani dźwigać brzemienia i po prostu puścić, poniechać.

Głęboką nieświadomość - czyli ciało bolesne lub inny głęboki ból, wywołany na przykład utratą kochanej osoby - trzeba zazwyczaj poddać przeistoczeniu poprzez akceptację i skąpać w świetle świadomości, nieustającej uwagi. Natomiast wiele schematów nieświadomości zwykłej możesz po prostu porzucić, gdy stwierdzisz, że już ich nie chcesz i nie potrzebujesz - gdy zdasz sobie sprawę, że wybór należy do ciebie, że nie jesteś tylko wiązką odruchów warunkowych. Zakładamy przy tym, że dotarłeś do potęgi teraźniejszości. Bez niej bowiem rzeczywiście nie masz wyboru.






8.04.2017

Nelly Radwanowska: Wszystko co postrzegasz, jest teatrem iluzji

Bierz wszystko co przydatne, a resztę odrzuć.

Podniesienie spektrum częstotliwości odbioru rzeczywistości, umożliwia opuszczenie komputerowo symulowanego życia, które rozpoznajemy przez 5 zmysłów, jako jedyna znaną rzeczywistość, która nią nie jest i nigdy nie była.

Każdy jest niejako stacją nadawczo-odbiorczą, której zakres odbioru został zaprogramowany na wąskie spektrum częstotliwości odbierane przez "czytniki", czyli zmysły będące na usługach centralnego oprogramowania. Impulsy elektryczne (myślo-kształty) są przetwarzane w mózgu na obrazy. Jeśli wierzysz w prawdziwość czegokolwiek, co namacalnie doświadczasz, wtedy wskutek oceny, automatycznie generujesz emocje, które utrzymują cię w tej iluzorycznej rzeczywistości. I doświadczasz szeroko pojmowanego cierpienia, kojonego przez doznania natury seksualnej (seks, jedzenie, używki, nabywanie dóbr materialnych). Jeśli traktujesz wszystko czego doświadczasz jako Sen, jesteś w stanie wejść w stan naturalnej obserwacji, bowiem nie oceniasz w kategoriach dualnych (dobre-złe, głupie-mądre, brzydkie-ładne) i nie generujesz żadnych emocji. To jest jedyny stan, w którym nie bierzesz udziału w podtrzymywaniu (zasilaniu) matriksu i w miarę podwyższania swoich wibracji, uwalniasz się ze wszystkich przekonań i wierzeń - masz możliwość przejścia na nowe linie czasowe w przestrzeni poza matriksem, który przestaje dla ciebie istnieć tylko wtedy, gdy stan wibracyjny to umożliwi.

Warto uprzytomnić sobie, że nic co odbierasz zmysłowo, a więc żadne wierzenia, systemy myślowe, mądrości wielowiekowe - nie są prawdą. Wszelkie zagłębiania się w metody "uchylające rąbka tajemnicy" (numerologia, astrologia, wróżbiarstwo, badanie wcieleń, linii rodowych, chanellingi, jasnowidzenia, spotkania z aniołami i innymi uświęconymi bytami i bogami) są w 100% zabawą w teatry iluzji w obrębie planu symulacji komputerowej. Wszystko czego doświadczasz, nawet najbardziej namacalnie, jest iluzją. 

Warto wspomnieć, że jedynie ludzie ze "Świętym Graalem" (Gracze Źródłowi), podtrzymują istnienie tego wielkiego teatru iluzji i choć jest nas znamiennie mniej niż pozostałych istot, jedynie od stanu naszego ogarnięcia się z hipnotycznego snu, zależy wszystko co tu się dzieje. Tkwienie w przekonaniu o swoim "lepszym" pochodzeniu (z Atlantydy, z gwiazd, bycie indygo lub kryształowym itp) czy pełnieniu "misji dla ludu", świadczy jedynie o zabawie w hipnozie ego. Przekonanie o zewnętrznych bytach, mających decydujący wpływ, powoduje ich namacalne doświadczanie i tkwienie w kolejnym teatrze iluzji. 

Czas się kończy. Spiesz się, aby móc świadomie wyjść poza czas - by być w mocy kreowania życia bez znanych ci ograniczeń lub podjęcia decyzji o powrocie do Źródła Siebie... 




 

5.04.2017

21.03.2017

Osho: Podchodź do seksu jak do świątyni

Omówmy stan umysłu, w jakim przystępujecie do seksu. Seks powinniście traktować tak, jak traktujecie świątynię, ponieważ podczas stosunku jesteście najbliżej istnienia. To poprzez seks istnienie może stworzyć i zrodzić nowe życie. W doświadczeniu seksualnym jesteśmy najbliżsi stwórcy. Stajemy się korytarzem, którym nowe życie może przejść przez nas. Stajemy się rodzicielami. Dlaczego tak jest? Ponieważ stan aktu seksualnego jest najbliższy aktowi stworzenia. Jeśli podchodzimy do seksu z poczuciem świętości, wypełnieni modlitwą, możemy mieć przebłysk boskości.

Ale my podchodzimy do seksu z nienawiścią, z wrogością, z potępieniem. To stwarza mur i nie doświadczymy w nim boskości. Podchodźcie do seksu, jakbyście zbliżali się do świątyni, do świętego sanktuarium. Żonę traktujcie jak boginię. Męża traktujcie jak boga. Nigdy nie zaczynajcie seksu w złym nastroju, ze złością, złośliwością, w zdenerwowaniu, w chwilach niepokoju.
 

W rzeczywistości jest odwrotnie. Im bardziej jesteśmy zmartwieni i przygnębieni, im więcej jest w nas złości, rozpaczy, bólu, tym bardziej angażujemy się w seks. Radosna osoba nie goni za seksem, ale smutna tak, ponieważ widzi w nim możliwość ucieczki od nieszczęścia.  Ale pamiętajcie, jeśli uprawiacie seks smutni, zmartwieni, rozgoryczeni, poirytowani i skłóceni, nigdy nie uzyskacie przebłysku tego głębokiego doświadczenia, za którym tęskni wasza dusza. On zdarza się przy innym podejściu.

Proszę was, uprawiajcie seks tylko wtedy, gdy jesteście szczęśliwi, kochający, radości, wypełnieni modlitwą; tylko wtedy, gdy czujecie, że wasze serce wypełnia radość, spokój i wdzięczność. Tylko osoba podchodząca do seksu w ten sposób, może doświadczyć nadświadomości, samandhi. Uwolnicie się od seksu [pogoni] na zawsze i zaczniecie zmierzać w kierunku nadświadomości (...)


Jeśli rzeźbiarz robiąc posąg, jest pijany, czy spodziewacie się, że stworzy piękne dzieło sztuki? Jeśli tancerz czuje wielką złość, jest niespokojny i zmartwiony, czy oczekujecie od niego natchnionego przedstawienia? Jakość wszystkiego co robimy, zależy od naszego wewnętrznego stanu. W tym względzie seks jest najbardziej zaniedbanym obszarem naszego życia. A najdziwniejsze jest to, że chodzi o zjawisko, od którego zależy tworzenie życia, dzięki któremu pojawiają się na tym świecie nowe dzieci, nowe dusze...


13.03.2017

Adyashanti: Nie zostań wkręconym przez bycie w opozycji

Nieuwarunkowany stan świadomości to coś, co łatwo jest zgubić, ponieważ nie ma tam prawdziwej treści. Nie ma czego się złapać... A jednak jest - to po prostu słuchanie. To po prostu patrzenie. To nie komentowanie. W tej nieuwarunkowanej świadomości, nie ma komentatora. Nie ma interpretatora momentu. Jest to przedsmak naszego prawdziwego stanu. Nasza prawdziwa natura to nieuwarunkowany sen. "Ja" (ego) nie lubi tego stanu. Lubi efekty tego stanu. 

"Ja" kocha efekty, bo to bardzo dobre uczucie, ale "Ja" nie kocha nieuwarunkowanego stanu samego w sobie, ponieważ nie ma tam nic dla tego "Ja". Czy to ma sens? "W co ja teraz będę wierzył?", "Co z moim punktem widzenia?", "Co się stanie z wszystkimi ludźmi na, których obwiniam za moją nieszczęśliwą egzystencję"? Oni po prostu znikli. "Lubię efekty ich zniknięcia, ale nie lubię faktu ich zniknięcia". To jest właśnie "Ja" - "Lubię to uczucie, ale nie ma bata, abym pozwolił temu zniknąć" (...)

Założeniem nie jest pozbycie się "Ja". Założeniem jest nie zostanie wkręconym przez to. To duża różnica. Tak długo, jak próbujesz się tego pozbyć, jesteś przez to więziony. Jedyną rzeczą, która próbuje się pozbyć "Ja" jest "Ja". (...) Nie patrzcie, że jest coś teraz, czego trzeba się pozbyć. W terminologii duchowej, byłoby powiedziane: "Nie bycie przywiązanym", ja wolę bardziej praktyczne, ludzkie terminy jak ten: "Nie bycie wkręconym przez to".

Każdy wie, jak to jest dać się wkręcić w coś. Paść ofiarą. Jak ci ludzie, którzy sprzedają czasopisma, których padłeś ofiarą więcej niż raz (...) Może dostawaliście czasopisma od domokrążców, to w porządku, ja nie dostawałem, ale też wiem co to znaczy dać się wkręcić. To nie jest tak, że czegoś się musisz pozbyć. Tylko wyobraź sobie, że w celu bycia wolnym, musisz zniszczyć każde czasopismo, którego nie lubisz. To żadna wolność. Co byś zrobił? Paliłbyś czasopisma i zostawał "aresztowany" do końca życia. Drukuj ile chcesz, przyślij tylu sprzedawców do moich drzwi ile chcesz. Kiedy raz to pojmiesz, już więcej nie dasz się wkręcić. Dla mnie to tak wygląda. To nie jest pozbywanie się czegoś - to nie dawanie się oszukać. Nie bycie wkręconym przez coś (...)


Teraz każda osoba zaczyna bardzo intymnie zaznajamiać się z własnym sposobem, w jaki się związała, żeby zostać wkręcona przez jej wyimaginowane "Ja". Najprostszą drogą do poznania, że to się dzieje [wkręcenie], to kiedy zaczynasz czuć się podzielony w środku. To światło idzie w górę. "Nie jestem dłużej w harmonii z tym co jest". Znam cały non-dualistyczny temat. To wszystko prawda. Wszystko jest Jednią, dlatego ostatecznie jesteś cały w harmonii - i jako istota ludzka i doświadczając każdego momentu. Wszystko co ma znaczenie, to to, czego jesteś świadomy. To jedyne co ma znaczenie. Poza tym każdy, kto wie, że wszystko jest Jednią, ten nie jest w opozycji. Kropka. Koniec tematu (...)

Jeśli wiesz, że wszystko dookoła jest Jednią, wtedy nie chodzisz dookoła opozycji. W ten sposób wiesz. Koncepcja, że "wszystko jest jednią", nie udowadnia, że ktokolwiek wie cokolwiek. Czyż nie? Dowodem jest efekt. W ten sposób wiesz. Wiesz dzięki efektowi. Znasz po owocu, jak powiedzieliby w niektórych tradycjach. Wiesz po owocu. Wiesz po efekcie. Efektem jest to, że już dłużej nie jesteś w opozycji do tego co jest. To jest Jednia ucieleśniona, ponieważ taki jest efekt. Za każdym razem, kiedy idziemy w jakąś opozycję, jest to małe światło, które oświetla rzeczywistość samą w sobie. Jest to po prostu przypomnienie: "Uuu... Idziesz tu w iluzję. Nie jesteś dłużej w harmonii z tym co jest" i jest to wspaniała rzecz [to przypomnienie] do posiadania. Jeśli nie miałeś tego, moglibyśmy przepaść w naszych własnych iluzjach definitywnie. Z wyjątkiem szansy, że kostka potoczy się inaczej (...)

Kiedy ludzie nie czują się dobrze, większość z nich próbuje zmienić wszystko - "Nie czuję się w porządku, dlatego chcę, żebyś to zmienił. Żeby świat się zmienił. Chcę, żeby wszystko się zmieniło, a wtedy będę czuł się w porządku" albo jeżeli idzie do wewnątrz: "Zmienię siebie i wtedy będę się czuł w porządku". Wszystko to jest po prostu błędnym myśleniem. 


Jeśli pamiętasz podstawową, prostą kwestię, kiedy jest stan dysharmonii albo cierpienia, to oznaka, że nie jesteśmy już dłużej w świadomej harmonii z tym co jest. Jesteśmy w opozycji. Nie musicie pozbywać się czegoś. Nie musicie pozbywać się "Ja". Nie musicie zmieniać zewnętrznego i wewnętrznego środowiska. Musicie jedynie ujrzeć, które wasze wierzenia powodują, że jesteście w opozycji do tego co jest. 



7.03.2017

Tolle: Musisz wyjść ze stanu wielkiej nierównowagi

Sekretem życia jest poruszanie się w świecie, gdzie jesteś świadomy obiektów gdzie rzeczy ciągle się dzieją i muszą być połączone (z czymś):

"Ok, to tamto...", telefon dzwoni: "bla bla bla"... Potrzeby: "Ja chcę to...", "Ty powinieneś...", "Chodź do..."

I czy zatracisz się w tej ciągłej potrzebie świata obiektów, świecie rzeczy. Mówię teraz o zewnętrznym świecie, który mówi: "Potrzebuję cię, potrzebuję twojej uwagi". I wszystko co się pojawia mówi: "To ma znaczenie! Absolutne! To jest poważne! Ta cała sytuacja jest poważna! Musimy coś zrobić, już!" - ok... I możecie zobaczyć kompletne zatracenie się w tej formie... I co teraz? Jakie decyzje podejmiesz w takim stanie świadomości? (...)

To kompletny brak Przestrzeni (wewnętrznej), co oznacza kompletny brak mądrości. Po prostu... Absurdalne decyzje zostały podjęte. Nic nie może pochodzić z tego stanu świadomości co nie tworzy więcej cierpienia. Ponieważ jest to stan, ostatecznie wielkiej nierównowagi - używając delikatnych słów. To stan, gdzie wszystko wydaje się mieć znaczenie absolutne. Oczywiście jest tam ciągły, podskórny lęk, ponieważ jedyne co znasz, to świat obiektów, świat rzeczy - rzeczy dziejących się, rzeczy nieukładających się, rzeczy, których nie powinno być, rzeczy, które muszą być dodane - żeby przynosiło zyski i odniosło sukces. Po co? Nie wiem (...) To szalone. 


Czego brakuje? Przestrzeni (wewnętrznej). Czy potrafisz być tutaj jako wnoszący Przestrzeń w każdą sytuację?



1.03.2017

Osho: Zrozum strach, a on zniknie

Nie trzeba niczego sobie odmawiać, nie trzeba się torturować, wystarczy doświadczenie najgłębszej istoty i przeniesiesz się w inny wymiar egzystencji - od tego co śmiertelne, do tego co nieśmiertelne. Ciemność znika i zostaje wieczne światło.

Zdanie Mevlany: "Poruszaj się, ale nigdy drogą, którą wyznacza ci strach" jest naprawdę piękne. Nie poruszaj się w sposób dyktowany przez strach. Poruszaj się, jak dyktuje ci miłość. Poruszaj tak, jak kieruje tobą radość. Nie dlatego, że się boisz. Wszystkie religie opierają się na strachu. Ich Bóg to stach, ich niebo oraz piekło to wytwory strachu i zachłanności.  Wszystkie religie nakazują ludziom: "Bójcie się Boga!"

Mahatma Ghandi zwykł mówić: "Nie boję się nikogo poza Bogiem". Według mnie to najgłupsze zdanie jakie można wypowiedzieć. Możesz bać się wszystkich, lecz nie Boga, ponieważ do niego możesz dotrzeć jedynie poprzez miłość. Bóg nie jest osobą, jest uniwersalnym biciem serca. Jeśli potrafisz śpiewać i tańczyć... Zwykłe czynności, choćby wirowanie wynikające z miłości... Radość i celebrowanie wystarczą, aby dotrzeć do najgłębszej świątyni istoty i egzystencji.

Żyjecie w sposób wywołany strachem. Strach jest przytłaczający niczym ciemna chmura, która zakrywa twoje życie. Mówisz rzeczy, których nie chcesz mówić, ale strach cię do tego zmusza. Robisz rzeczy, których nie chcesz robić, ale strach cię do tego zmusza. Odrobina inteligencji wystarczy, aby to zobaczyć...


Miliony ludzi czczą kamienie, które sami wykuli. Stworzyli sobie bogów, by ich wielbić. To musi wynikać z ogromnego strachu. Nikt nie podejrzewa, że to czyste szaleństwo, ponieważ inni robią podobnie - w świątyni, w synagodze, bez różnicy. Źródło jest to samo, twoje zachowanie bierze się ze strachu, twoje modlitwy przepełnia strach. Każdego dnia znajdź choć kilka chwil pozbawionych strachu, kilka chwil, w których o nic nie pytasz, nie prosisz, nie martwisz się karą - po prostu cieszysz się z wchodzenia do wnętrza.

Na początku może wydawać się to trudne. Ale gdy trochę wejdziesz w głąb, stajesz się automatycznie radosny, skory do zabawy, rozmodlony. Narasta w tobie wdzięczność, której nigdy nie znałeś. Otwiera się bezkresna przestrzeń, twoje wewnętrzne niebo (...) Stoisz między dwoma wszechświatami: jeden znajduje się poza tobą, drugi jest w tobie. Zewnętrzny składa się z przedmiotów, wewnętrzny ze świadomości, błogości i radości.

Dlaczego strach nie wejdzie do wnętrza? Strach nie może istnieć samotnie, a wewnątrz musisz być sam. Strach potrzebuje tłumu, potrzebuje towarzystwa, przyjaciół, nawet wrogowie mu nie wystarczą.  Do wnętrza nie możesz zabrać nikogo poza sobą (...) Bogactwo, władza, prestiż - to wszystko zostaje. Do wnętrza nie możesz zabrać nawet swoich ubrań. Musisz wejść nago i sam. Dlatego strach nie może poruszać się do wewnątrz; jest skierowany na zewnątrz (...) Strach trzeba zrozumieć - bez zaprzyjaźniania się z nim - a wtedy zniknie.

Czego się boisz? Urodziłeś się nagi. Nie przyniosłeś ze sobą żadnej kwoty na rachunku bankowym. Wkraczasz na świat zupełnie nagi, ale wkraczasz jako cesarz. Nawet władca nie ma takiego wejścia jak dziecko. Ta sama prawda dotyczy wejścia do wewnątrz. To drugie narodziny; znów stajesz się dzieckiem - tak samo niewinnym, nagim, bez jakiejkolwiek własności. Czego masz się bać? Żyjąc nie możesz bać się narodzin. Nie możesz bać się życia - ono już jest. Nie możesz bać się śmierci - cokolwiek będziesz próbował zrobić, ona i tak nadejdzie. Więc czego się boisz?

Konfucjusza zapytał kiedyś jego najwybitniejszy uczeń, Mencjusz: "Co się stanie po śmierci?" Odpowiedział mu: "Nie trać czasu. Kiedy będziesz w grobie, połóż się i pomyśl o tym, ale po co zamartwiać się tym teraz?"

Rumi mówi: "Jesteś lustrem". Powtarzam to samo - nie jesteś wykonawcą czynności, jesteś lustrem. Nie utożsamiaj się z tym, co robisz, ze swoimi czynami. Pozostań świadkiem, obserwatorem. Nie uczą nas najważniejszej rzeczy w życiu, uczą nas jedynie głupot. Najważniejsza jest sztuka uważnej obserwacji. Jesteś obserwatorem i obserwowanym - nie jesteś oddzielony od egzystencji. 

Bądź czujny w tej minucie. W ciszy smakujesz czegoś, co wykracza poza czas. Próbujemy jak smakuje ta minuta całej wieczności. Jesteśmy bólem i tym co go leczy. Jesteśmy agonią i ekstazą. Jesteśmy niebem oraz piekłem, bo w egzystencji nie ma podziałów. Wszystko jest ze sobą złączone. Jesteśmy słodką zimną wodą i naczyniem, które ją nalewa.

"Poruszaj się, ale nigdy drogą, którą wyznacza ci strach"



19.02.2017

Szyszynka - czym jest i jak ją aktywować?


Szyszynka nazywana przez Kartezjusza "siedzibą duszy", odpowiedzialna jest m.in. za produkcję melatoniny (hormonu snu), która pomaga zwalczać m.in. komórki rakowe, serotoniny (hormonu szczęścia) oraz DMT (substancji psychoaktywnej, umożliwiającej nam przenoszenie się w wyższe wymiary).

Zabrudzenie, zwapnienie szyszynki, tworzy blokadę pomiędzy naszym umysłem, a świadomością, co spowodowane jest m.in. używaniem past do zębów z fluorem, rtęcią, która dostaje się do organizmu poprzez np niektóre szczepionki czy ze zjadaniem chemicznego i przetworzonego jedzenia. System celowo podaje nam takie "niezbędniki", aby jak najbardziej upośledzić szyszynkę w odpowiedzi na wzrastającą częstotliwość Ziemi i otwierającą się globalną świadomość.


Połączenie z szyszynką, która umiejscowiona jest na poziomie tzw "trzeciego oka" (szóstej czakry), kończy cykl trójwymiarowych, nisko wibracyjnych emocji, konfliktu, strachu, ego, poczucia czasu i oddzielenia. Czułem to niezwykle silnie i czysto, podczas jednej z ceremonii szamańskiej na zachodzie. Nic w życiu nie przeżyłem bardziej czystego. To najgłębsze rozpoznanie siebie i im bardziej szyszynka jest otwarta, tym jaśniej widzimy, czujemy, przemierzamy. 

Aby uaktywnić szyszynkę, powinniśmy odstawić wszystko co ją zanieczyszcza i powoduje obniżenie naszych wibracji, tj:

* Pasty do zębów, a nawet niektóre wody mineralne, zawierające fluor

* Wszelkie szczepienia, mające na celu zatrzymać nasz rozwój
* Produkty zawierające sztuczne słodziki - Aspartam i Ascefulam K 
* Alkohol, papierosy i inne "zamykające" substancje
* Jedzenie produktów pochodzenia zwierzęcego, mające najniższą z możliwych wibracji
* Jedzenie zawierające w sobie chemię, która występuje w praktycznie wszystkich sklepowych produktach, zwłaszcza napoje gazowane, energetyczne, zupki chińskie, także słodycze i pszenica, jak i setki innych produktów (warto czytać skład, aby przynajmniej zminimalizować wchłanianą chemię do organizmu)

Co zatem może pomóc odwapnić szyszynkę?

* Jedzenie surowe (zwłaszcza owoce, a także warzywa, nasiona, orzechy)

* Picie wody oczyszczonej, przefiltrowanej oraz herbat z młodych listków, np Yerba
* Patrzenie w słońce (dowiedz się więcej, aby stopniowo i bezpiecznie korzystać z tej metody)
* Kombucza (grzyb herbaciany - osobiście nie próbowałem)

* Pasta z tamaryndowca (osobiście nie próbowałem)
* Boraks (bor - osobiście nie próbowałem)

* Ormus (monoatomowe złoto, osobiście nie próbowałem)
* Kakao i prawdziwa czekolada (mogą stymulować szyszynkę)
* Wizualizacje (jeśli czujesz taką metodę, przeszukaj internet, sposobów jest mnóstwo)

* Słuchanie muzyki 963Hz (najlepiej w słuchawkach, choć nic nie odda dźwiękom granym na żywo)
* Rysowanie i patrzenie na kody aktywujące szyszynkę (proste wzory, które można samemu narysować - więcej informacji znajdziesz w internecie; Youtube)

* Korzystanie z sauny, masaży i  kąpieli wodnych (sauna dobrze usuwa fluorki z organizmu)
* Rapeé (tzw święty tytoń, oczyszczający m.in. górne czakry)

* WYSOKO WIBRACYJNE EMOCJE - radość, harmonia, spokój, miłość, akceptacja.
Pamiętajmy zatem o codziennych praktykach duchowych, jodze czy niezbędnej medytacji).

Mówi się, że dociera do nas zaledwie 0,0097% bodźców - tak bardzo nasza świadomość, nasza percepcja jest zablokowana. Istnieje praktyka siedzenia w całkowicie ciemnym i w pełni wyciszonym pokoju przez 12 dni, gdzie już po kilku wyraźnie wzmaga się intuicja i telepatia, a także wizje. Być może kiedyś z tej możliwości skorzystam, na pewno będzie to ciekawe doświadczenie.

Zwracajmy uwagę głównie na to co jemy, na to co odczuwamy, na pełnej obserwacji siebie. Medytujmy, to nic nie kosztuje, zostawmy stare przywiązania i czyjeś prawdy, pijmy dużo czystej wody, jedzmy owoce i warzywa, cieszmy się z życia i nie dajmy się dłużej wciągać w dominację ego, w labirynt myśli, cierpień, walki, kombinowania, strachu i temu wszystkiemu, co zatrzymuje i blokuje nas od wieków.


Ponadto polecam zajrzeć w szerszy opis dot. szyszynki i jej aktywacji: 

* http://kwanty.pl/tag/kody-aktywujace/ 
* http://alexjones.pl/aj/aj-ekologia-i-srodowisko/aj-styl-zycia/item/78441-szyszynka-jak-niszczy-sie-nasza-duchowosc-i-postrzeganie-pozazmyslowe



17.02.2017

Tak opuszczamy stary świat

Nasza prawda, pozostanie naszą prawdą. Dla kogoś będzie ona zawsze trochę inna. Będzie przelana przez sito czyiś uwarunkowań, czyiś interpretacji. Będzie odebrana zawsze nieco inaczej. Jej kształty czasami odrobinę, czasami diametralnie, zmienią się. Nie będzie już to "jej/jego prawda", tylko będzie to "jej/jego prawda", zmiksowana z "naszą". 

Czyjeś doświadczenie zawsze będzie dla nas tylko opowieścią. Nigdy nie będzie ono prawdą absolutną. Nawet dla niego. Dla niego będzie jego prawdą. Jeśli są nam opowiadane, przyglądajmy się temu, obserwujmy. Nie wchodźmy zbyt głęboko emocjonalnie. Jeśli uczestniczymy we wspólnych wydarzeniach, uczestniczmy, bądźmy w tym, obserwujmy, odczuwajmy, bądźmy całym sobą, nawet zatraćmy się w nich, jakby nie istniało nic innego. 

To też rodzaj medytacji. Jest to tak ważne i dlatego o tym piszę, sam bardzo często łapiąc się na porwanie, zdominowanie przez iluzję, aby tylko przypomnieć. Przypomnieć, że trzeba odróżnić tę umysłową planszówkę, która jest aż wypchana od różnych ścieżek fikcji i szablonów, od tego, czym dane doświadczenie faktycznie jest i co ma nam do przekazania.

Każde takie wydarzenie, każda opowieść, wszystko co pojawia się z zewnątrz, jest dla nas pewną wskazówką. Im mniej emocji w obserwacji, tym obserwacja jest bardziej czysta. Jeśli będziemy interpretować te wskazówki poprzez umysł, tak jak sny poprzez senniki czy sztukę poprzez określone przez kogoś wytyczne, zawsze odpowiedź, którą otrzymamy, będzie sztuczna i pozbawiona Prawdy, która do nas zapukała. Podążanie za tym, czyli za samym sobą w pełnej Obecności musi być kluczem, bo wszelkie zagubienia wynikają z podążania za kimś, za czymś; za idolami, za zbawicielami, za pismami, za historią, za umysłem. Tak opuszczamy stary świat umysłu, cierpień, poszukiwań. 

To wszystko nie ma nic wspólnego z czymś nudnym, szarym, pozbawionym kolorów. To ma najwięcej kolorów, jest fascynujące, najjaśniejsze, jedynie pozbawione sztucznej euforii, którą zna umysł jako coś niezbędnego do uzyskania radości. Umysł obserwujący kogoś siedzącego podczas medytacji, widzi go jako sennego człowieka, który właśnie traci czas, a mógłby zrobić coś pożytecznego :) Człowiek, który otwiera się podczas medytacji, łączy z samym sobą, tryska źródlaną radością, niewidoczną dla umysłu, stanu pozbawionego wszelkich, nisko wibracyjnych emocji. Ta radość jest nieco inna, jest bardziej subtelna i po hossie, nie następuje bessa. Poszerza postrzeganie, bo właśnie ów człowiek łyknął najczystszą i najskuteczniejszą medycynę, która nie pozostawia brudów, która daje najlepsze z możliwych odpowiedzi, wglądów i która jest całkowicie ZA DARMO.

Podobno może u każdego z nas nastąpić moment, w którym już nawet medytacja jako taka nie będzie potrzebna, bo w stu procentach każda czynność staje się medytacją, a my jesteśmy już taką pełnią, którą zawsze byliśmy, odczuwając siebie jako wszystko i we wszystkim. Czuję, że tak faktycznie, ale piszę "podobno", bo póki nie będę w stu procentach w takim stanie, będzie to tylko teoria, czyjaś prawda, a moje wyobrażenie.


~ Paweł Drewniak (autor bloga)

13.02.2017

Świadomy sen - 13.02.2017

Wieczorem dość mocne przemęczenie organizmu domagającego się snu, wewnętrzny relaks, medytacja z pomocą rape przed zaśnięciem i w okolicach północy z 12-02-2017 na 13-02-2017 przyszedł czas na sen...


W trakcie snu było po godz. 21:00 (szach-mat przekonanym, że nie przeczytasz w śnie tego co masz na zegarku lub w komórce). Byłem w Opolu przy osiedlu Malinka z bliską mi duszyczką (postanowiłem publicznie nie pisać imion i nazwisk, osób, które się pojawiały w snach, dlatego użyję pokrewnych stwierdzeń). Mieliśmy zajść do znajomego, ale że było późno i byłem zmęczony to zadzwoniłem do niego, czy jest chętny na nasze odwiedziny. Rozsądnie zaproponował inny dzień, więc przyszedł czas na powrót i sen. "Obudziłem się"... Tzn tak myślałem. Otwieram laptopa, piszę na czacie grupowym na fb, że spotykamy się w mieście. Patrzę - jest po 22, chyba 22:37. Wyszedłem na miasto, byłem gdzieś na głębokim Zaodrzu i praktycznie na każdym rogu ulicy, jakaś bijatyka. Polegało to na tym, że jak się przyłączałeś do bójki, to zostawałeś członkiem grupy i grupą "polowałeś" dalej. To taki umówiony jeden wybrany poza prawem dzień w tygodniu czy w miesiącu... Przechodziłem przez różne zaczepki, próby ściągnięcia mnie, czasem rozmawiałem i przechodziłem, czasem gdzieś wybiegłem jak była konieczność i tak poruszałem się po mieście. Skręcałem w różne miejsca, których momentami przestałem poznawać i zdałem sobie sprawę, że nie wiem gdzie jestem, ale intuicyjnie kierowałem się w stronę centrum. Przy remontowanym moście przechodziłem na drugą stronę ulicy, ale zawołał mnie policjant, spisujący jedną ze dziesiątek wspomnianych grupek. Podałem imię i nazwisko. W grupie poznałem znajomego, z którym przywitałem się, ten poklepał mnie po plecach i stwierdził, że "to porządny gość" a policjant powiedział, żebym poszedł, więc obyło się bez mandatu :) Za chwilę budzę się... [ponownie?] - Nie ma to jak wybudzić się ze snu, który był bardzo rzeczywisty i być przekonanym, że już jest się w realu, po czym budzić się znowu i mieć ponowne, pełne przekonanie, że już się nie śni :) I bądź tu człowieku mądry.

Leżałem z zamkniętymi oczami i czułem, że wchodzę w stan "półsnu", gdzie część świadomości zostaje w ciele (czułem jak poruszam kończynami), a część świadomości jest "po drugiej stronie". Pod powiekami widziałem jak kreował się popielato-srebrno-biały ekran. Starałem się utrzymać ten stan jak najdłużej, będąc ciekawy co się wydarzy, z drobnym lękiem czy nie spotkam czegoś, czego bym nie chciał, czy nie wciągnie mnie w jakieś nieciekawe światy. Nie wiem ile to trwało, prawdopodobnie nie więcej jak 30 sekund. W końcu pojawiłem się całym sobą w tym ekranie i zwyczajnie "rozpocząłem sen" z wielkim "hurra!" kiedy miałem drugi raz w tym roku pełną świadomość, że jestem we śnie. I tu zaczęła się przygoda :) 


[Sen świadomy, nazywany również jako LD, to nic innego jak pełne przekonanie podczas snu, że jest się we śnie, możliwość kreowania wielu rzeczy, miejsc, sytuacji, przemieszczania się w różnoraki sposób i często wspaniała rozrywka, którą tworzy nam "sam sen" lub którą tworzymy sami za pomocą myśli albo nawet bez jakichkolwiek myśli. To również wglądy w siebie, rozpoznanie. Takie sny należy czytać na głębszym poziomie, część rzeczy wychwytuję, wielu jeszcze nie rozumiem. Nigdy nie zaglądam w senniki, bo to największa bujda. W snach mieszają się symbole, którymi może być przedmiot, zwierzę lub cokolwiek innego, co dla każdego z osobna może mieć inne znaczenie. Jedna osoba zobaczy psa, przeczyta w senniku coś co ma się wydarzyć, a dla innej pies może być przyjacielem. W senniku pies i przyjaciel mogą mieć przeciwne znaczenia. Poza tym wiele elementów można podłożyć pod wiele sytuacji życiowych, tak że możemy palcem wylosować sobie "przepowiednie" i przypasować ją pod daną okazję - ostatecznie stwierdzimy, że niemal wszystko się sprawdza :) Powtarzam - senniki to bujda i ostatnia książka, którą chciałbym dziś mieć na półce]

Pojawiłem się przy rzece, a wokół mnie mnóstwo łabędzi. Wzbiłem się w powietrze wraz z nimi i wspólnie fruwaliśmy wzdłuż rzeki, kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt metrów nad wodą. To było niesamowite przeżycie, mimo, że już zdarzało mi się latać niejednokrotnie. Lataliśmy, a ja tylko zachwycałem się lotem i widokami. Czułem dużą więź z tymi ptakami, dołączyły do nas jeszcze małe, prawdopodobnie koliberki. Kiedy lądowaliśmy przy brzegu rzeki, łabędzie miały jakby częściowo kobiece, ludzkie twarze. Było to ciekawe, ale wolałem pójść dalej zobaczyć, co napotkam, co się pojawi.

 
Po długim czasie spędzonym na świeżym powietrzu w otoczeniu rzek i gdzieś w oddali również gór i wyżyn, przyszedł czas na spotkanie ze znajomymi. Zobaczyłem się z nimi i tutaj mam drobny delete pamięciowy. Po spotkaniu z nimi i kolejnych lotach nad różnymi miejscami, otrzymałem sugestię, aby spotkać się z kolegą i coś mu pokazać. W moment przeniosłem się na bliskie Zaodrze, przypominało most przy ul. Piastowskiej w Opolu. Nie było nikogo więcej w tym momencie, kolega pojawił się, a wraz z nim dopiero całe otoczenie. Powiedziałem, żeby poszedł ze mną, to pokażę mu coś - wzbiłem się w powietrze i wziąłem go, tym razem w stronę miasta. Nie był co do tego przekonany, potem już wiedziałem dlaczego...

Wszedłem, a właściwie wleciałem oknem do budynku, który stał przy rzece. Był dość długi, od tej strony poprowadzono nawet mur i nie wiem dlaczego, miałem przekonanie, że ciężko będzie po prostu ominąć ten budynek i wlecieć ponad nim, dlatego pojawiłem się na parterze. Miał może max 2-3 piętra - jak patrzy się z zewnątrz... :) Co w środku? Dość długi korytarz, kamienne schody prowadzące piętro w dół, dość dużo pomieszczeń. Wnętrze w ciemnej okrasie, głównie w drewnianym, ciemnym brązie i czarne drzwi. Słyszałem jakąś próbę przemówienia lub planu marketingowego. W oddali dwóch krawaciarzy, jeden z nich, sługa systemu, głosił coś o firmach, które są największe, które mają największy prestiż. I już zdałem sobie sprawę - wkraczając w miasto, wkroczyłem w głęboki Matriks. I pewnie zaraz napotkam różne jego formy. 


Wsłuchiwałem się w ten głos, byłem zdumiony jak konstruowane są zdania, w jak perfekcyjny sposób używane jest słownictwo i zacząłem się zastanawiać - skoro ten sen jest mój, to jak to jest możliwe, że słucham takich rzeczy, których w życiu nie potrafiłbym ułożyć za pomocą znanych mi słów, które łączą się w całość. Dłużej nie stałem słuchając manipulującego głosu lobby dla mas, który miał hipnotyzować społeczeństwo do tworzenia sztucznego obrazu wielkości i znaczenia w życiu firm i korporacji. Zobaczyłem co "moje miasto" miało mi do zaoferowania dalej i wiedziałem, że znajdę to w tym budynku. Jako, że nie mogłem znaleźć schodów prowadzących na górę, wiedząc, że śnię, pomyślałem, że jak wzbiję się w powietrze, to nie uderzę głową w sufit. I faktycznie, wlazłem jak w masło i całkiem przyjemnie przemieściłem się piętro wyżej. Tam spotkałem budkę z kebabem, prawdopodobnie dla pracowników tego budynku. Siedział tam taki dziadek, którego rzuciłem czymś lekkim co miałem pod ręką i humorystycznie, ale stanowczo powiedziałem mu, żeby wprowadził do sprzedaży wegetariańskie potrawy :) Zaskoczyła mnie jego reakcja, zachował się agresywnie, a jego twarz przeobraziła się w... Władysława Bartoszewskiego. Szalony profesor-sprzedawca kebaów wstał, a właściwie wyrwał z krzesła i wyszedł bokiem z "budki", wypowiedział jedno zdanie, którego nie zapamiętałem, ale byłem pewien, że już go słyszałem i to z jego ust. Przeszukałem internet i nie znalazłem tego cytatu, może jednak były to nowe słowa. Postanowiłem nie wchodzić w dyskusję i szarpaninę słowną.

Szedłem dalej wzdłuż korytarza i przeszedłem do pierwszego po małym holu pokoju z lewej strony. Nic nadzwyczajnego tam nie było, może nawet była to łazienka, bo zapamiętałem umywalkę i lustro nad nią. Opuściłem pomieszczenie, szedłem dalej i... zaskoczyłem. Lustro! Czemu obawiałem się przyjrzeć sobie? Wróciłem tam. Popatrzyłem i oglądam siebie - ze szczegółami jak w realu. Twarz nie różniła się niczym. Wszystko takie samo. Patrzyłem sobie przez kilkanaście sekund głęboko w oczy. Pomyślałem - spoko - fajnie jest wiedzieć, że się śni i jeszcze móc się przyglądać sobie w taki sposób. Było to satysfakcjonujące doświadczenie :) Ale w "budynku Matriksu" to nie mogło być wszystko. 

Wszedłem w kolejne pomieszczenie, nie chwytając za klamkę (spodobało mi się przechodzenie przez ściany, drzwi, sufity, okna, podłogi). Robiłem to w taki sposób, że najpierw wyciągałem ręce i potem wchodziłem resztą ciała, naprawdę fajne uczucie. W tym pokoju zobaczyłem kilka starszych osób, zwłaszcza kobiety. Widziałem zmęczenie w ich oczach, postanowiłem je przytulić. Jedną przytuliłem i dopiero zobaczyłem, że mają nieco zdeformowane twarze. Duże wypryski, gdzieniegdzie gule dużych rozmiarów, skrzywiona wybrzuszona broda lub inne elementy na twarzy, sińce. Nie wyglądało to wesoło. Powiedziały mi, że nie powinienem ich przytulać, bo są chore. Miały na myśli łatwość zarażenia się "tym". Widziałem z jakim smutkiem to mówiły, zatem pozostałe osoby tylko "przytulałem" wyciągniętymi rekami o ich ręce i ramiona. Myślałem, że to tylko jeden pokój, ale w kolejnym było podobnie - schorowane osoby, twarz się deformowała na moich oczach, pojawiały się także osoby z zespołem downa - wszyscy w wieku emerytalnym. Męczyło mnie już to i to była pierwsza sytuacja, gdzie odczułem lęk, mimo, że byłem we śnie i miałem świadomość, że mogę wszystkim sterować. Nie próbowałem jednak tego zmieniać i szukałem wyjścia. Szybko przemieszczałem się między piętrami - jedno, drugie, trzecie, czwarte i... patrzę przez okno, wciąż byłem na tej samej wysokości. Wiedziałem, że chyba próbuję uciec, a ucieczka nie jest rozwiązaniem. 
 
[znalazłem zdjęcia podobne do tych twarzy, które widziałem, ale żeby nie zasypywać Was taką obrazowością, podaruję sobie ich dodawanie]

Rozwiązaniem było odwiedzenie kolejnych pokoi i z nich wejście na kolejne piętra. Tak też to przebiegało, pokoje dalej ukazywały podobnych ludzi. Tylko przechodziłem, może nawet przebiegałem koło nich, mówiąc im, że ich kocham, bo tylko tyle mogłem zostawić, nie będąc przekonanym, że ich choroby faktycznie mnie nie zarażą. Nie mogę do teraz zrozumieć tego fenomenu, skoro przecież wiedziałem, że śnię i mogę w każdej chwili sen zakończyć lub przenieść się poprzez skupienie uwagi. Mimo to, widok tych ludzi był tak nieprzyjemny, a w ich oczach było tyle żalu, że nie byłem w stanie z nimi długo przebywać. 

Z ostatniego, bodaj trzeciego piętra, wyszedłem na balkon. Przed nim było trochę roślin, drzew, mała plaża i jakiś duży akwen wodny, może morze, może nie morze. Straciłem nieco kontrolę nad snem przez te "spotkania", ale wracałem szybko "do siebie", wziąłem kilka oddechów z uwagą skierowaną na czakrę serca i wyskoczyłem; płynnie unosząc się w powietrzu, znów robiłem to co kocham w tych snach, czyli beztroskie latanie i obserwacja. Już wiedziałem, że rzekome miasto, a dobitniej miejsce, które symbolizował ten "budynek Matriksu", to miejsce gdzie jest najwięcej fałszu, manipulacji, polityki, chorób, cierpień. Tak pokazane zostały dwie strony medalu, który nosimy w sobie - świat iluzji i świat natury, świat śmierci i świat życia, świat umysłu i świat wolności. 



Po kolejnych lotach, "wysiadłem" nieopodal ulicy, na kamiennym podłożu. Za plecami miałem domki, jakieś małe sklepy, przed sobą plażę i morze. Usłyszałem, że ktoś mnie woła. Po głosie rozpoznałem bliską mi duszyczkę, podbiegłem i pojawiła się twarz nieco puszystej kobiety po 40-tce, którą miałem wrażenie, że znam z jakieś dawnej wycieczki. Nieszczególnie zainteresowało mnie spotkanie z nią, zwłaszcza, że wyczułem zbliżające się plotkowanie i bla-blanie o dupie marynie, więc szkoda mi było na to czasu będąc przy tak rozmaitych doświadczeniach. Poza tym wiedziałem, że chyba cząstka tego świata z "budynku Matriksu" została we mnie, co sygnałem było już przemiana jej twarzy. Pobiegłem w stronę plaży. Spotkałem pewną kobietę, którą jedynie kojarzę z widzenia, była z mężem i o coś się z nim sprzeczała. Objąłem ją i wybiłem się w powietrze. Tutaj był bardzo krótki, ale przyjemny wątek erotyczny ;) Następnie odstawiłem ją dalej na plaży i podziękowaliśmy sobie za tę chwilę bez słów. Stałem przed falami i zachwycałem się pięknem morza, bijącego słońca, latających mew. Słyszałem też jeden utwór, najpewniej znany mi z ceremonii szamańskiej, który pojawiał się "w tle" również na samym początku snu, kiedy pojawiłem się wśród łabędzi i wspólnie lataliśmy. Piosenka, pieśń, jakkolwiek - pasowała idealnie do tej krainy błogości :) Jak go odnajdę, wkleję go tutaj. Obserwując morze, usłyszałem wołanie...

To był mój syn. Syn, którego w owej rzeczywistości nie mam, jednak wiedziałem, że w śnie może istnieć, bo trudno naprawdę jest określić ile z tego co nam się pojawia, jest wspomnieniem z przeszłości, co jest wyobraźnią, co jest tym co może nastąpić i kiedy myślokształty zlewają się tworząc różne rzeczywistości i obrazy zlewające się w jedno płótno. Ludziom wokół znów zmieniały się twarze - albo deformacja oczów, nosa, brody albo inne wykrzywienia albo z zespołem downa. Zbiegały z góry plaży różne dzieciaki, wypatrywałem tam swojego syna i w końcu miałem pewność, że to on. Miał ok. 4-5 lat, był w czapce, co nieco udało mi się dostrzec. Po chwili jednak i on nie był wyjątkiem i również jego twarz zmieniła się na tą z zespołem downa. Wtedy tylko rozłożyłem ręce, wiedząc, że sen będzie mi chyba do końca tworzył takie kaprysy z napotkanymi ludźmi. Nie miałem na tyle możliwości żeby to zmienić, a może zamiast zmieniać, mogłem uruchomić w sobie więcej odwagi, żeby jednak zmierzyć się z tym i przebywać dłużej z tymi ludźmi, starając się dowiedzieć dlaczego tak to wygląda. Być może udałoby mi się porozmawiać i znaleźć esencję tego doświadczenia. Jeśli jeszcze wrócę w podobne miejsce i przydarzy się podobna sytuacja, wiem, że będę chciał bliżej poznać te wskazówki. Tutaj jednak silniejszy był zachwyt nad tym wszystkim, co nie zawierało cierpienia, chorób, fałszu, itp czynników znanych z przemijającego świata 3D. 


Stałem jeszcze przez chwilę skierowany uwagą w stronę morza, słońce dosłownie głaskało i otulało całe ciało, a ptaki śpiewały i fruwały nad falami, do których w pewnym momencie też podszedłem. To była kolejna chwila w raju.


Chyba jeszcze przez moment udało mi się wzbić w powietrze, a za chwilę przed oczami pojawił mi się popielato-srebrno-biały ekran, tylko już robił się bardziej szary, przyciemniony. Wiedziałem, że wracam "do siebie". Byłem już znów częściowo w ciele, ruszałem kończynami. Jeszcze być może mógłbym wymusić powrót do świadomego śnienia, ale czułem, że już sporo jak na jeden raz i zależałoby mi, aby jak najwięcej zapamiętać z tej podróży. 

Zdaję sobie sprawę, że część wątków umknęło mi po wybudzeniu się, zwłaszcza tych na świeżym powietrzu, bo tam rozgrywało się znacznie więcej niż w budynku. Starałem się jak najwięcej zapamiętać poprzez odtwarzanie w myślach tego co przeżyłem, będąc jeszcze w trakcie świadomego snu i następnie zaraz po obudzeniu się. Kiedy byłem w "budynku Matriksu", zanim odwiedziłem pokój z lustrem, byłem w nim przez moment ze znajomymi - tymi, z którymi się umawiałem i kolegą, któremu miałem pokazać lot i miasto. Powiedziałem im, że jesteśmy w śnie i chciałem spisać to na kartkę. Wiedziałem, że po przebudzeniu, pewnie już jej mieć nie będę, jednak samo pisanie, pozwoli mi więcej zapamiętać. Spisywałem krótko i treściwie etapy, niczym tytuły rozdziałów krok po kroku co się działo. Jednak nim skończyłem uzupełniać pierwszą stronę na malutkiej kartce, nagle zrobiła się mokra i już wiedziałem, że nic z tego - jakby wylał się na nią klej.  Po przebudzeniu, chwilę leżałem chcąc odtworzyć to co się działo po kolei, lekko otworzyłem powieki tylko po to, by sięgnąć po telefon i włączyć dyktafon. Przez kilkanaście minut powoli odtwarzałem już za pomocą słów to co pamiętałem i samo wypowiedzenie tego, pozwoliło mi więcej zapamiętać i teraz to napisać. Gdybym nie zrobił tego i wcześniej nie pisał tej kartki w trakcie snu, moja relacja byłaby bardzo uboga, a i tak prawdopodobnie taka jest, bo jestem przekonany, że cały sen trwał kilka godzin ziemskiego czasu.

Trochę zastanawiałem się czy opisywać to publicznie, czy powinienem jednak zachować dla siebie w sferze własnej intymności. Jeśli nie powinienem się tym dzielić, na pewno otrzymam jakiś sygnał i będzie wtedy to ostatni tego typu wpis. Świadomy sen to piękne doświadczenie, w swoim życiu miałem ich przynajmniej kilkanaście, ale rzadko udawało mi się tak długo w nim być i obserwować wiele rzeczy z dużą uwagą i szczegółami. Cieszę się, że podobnie przekłada się to w świecie - tak to nazwijmy - realnym ;) Oczywiście, od czasu do czasu fajnie jest wskoczyć gdzieś dalej, gdzieś głębiej, ale przede wszystkim nie odrywać się od "tej rzeczywistości", kosztem tego co może nastąpić gdzieś poza. Ostatnio w "naszym" tj moim najbliższym obecnie gronie, jedna osoba otrzymała też takie sygnały, aby przede wszystkim być w tu i teraz na Ziemi i też chciałbym, aby to się nie zmieniło i głównie uwaga była skierowana właśnie tutaj. Nie zamykam się też oczywiście na różne podróże i dalsze odkrywanie poprzez sny czy inne wymiary, jednak nie stawiam tego na piedestał i raczej potraktuję to jako pewien dodatek, który może być pomocny właśnie dla zrozumienia doświadczenia życia. Nie chcę przeobrażać tego też w formę rozrywki, bo mam pełne przekonanie, że łatwo z takim nastawieniem się w tym zagubić i oddalić swoje lekcje, które mamy Tu do przerobienia. 

Dziękuję za wszystko co przychodzi. 

 ~ Paweł Drewniak (autor bloga)